Uslyszalam stukot konskich kopyt… zalobny powoz zajechal pod mur mojego ogrodu……
Lezac pomiedzy zatrutymi rozami uslyszalam ciche kroki…ktos zblizyl sie do winorosli kryjacej w sobie pajaki…….szarpal galezie….z uporem przedzieral sie do mojego swiata…….
Wszedl….ubrany w czarna peleryne i maske......rozgladal sie po ogrodzie….znalazl mnie….
Podszedl i przygladal sie chwile mojemu nagiemu cialu…..jego oczy…takie zielone…kocie…...dzikie.....
Zaczal calowac moja szyje….piersi…brzuch….jego rece wchodzily do mojej zmarlej duszy….goracy oddech piekl na moim policzku….
A ja…??ja lezalam jak zawsze zimna….z martwym spojrzeniem…..z martwym oddechem…..
Nawet powieka nie drgnela….nawet jedna rzesa nie spadla na jego usta…….
Wpadl w szal….rzucil sie na mnie i zaczal gwalcic….caly czas mialam otwarte oczy…i nie splynela zadna lza…..nie pozegnalam czystosci mojego ogrodu ani jedna lza…….
A gdy wstal i otrzepal spodnie ze zgnilej zimi mojej swiatyni szepnal ze caly swiat juz o mnie zapomnial….ze slonce nie zaswieci na moim niebie………
I uslyszalam swoj wlasny smiech…..chisteryczny i oblakany smiech………….ogrodzie wybacz ze tak hanbie twa muzyke…….
Wyjal noz i wbil mi go w udo……poczulam ciepla krew splywajaca po jednej z roz……..tak….to ja krwawilam……ja……najsmutniejsza z roz…………………
Potem przylozyl srebrne ostrze do mojego gardla……….zobaczylam w nim mojego bialego kruka….mojego poslanca modlitw…….takze krwawil….podciete skrzydla wygladaly tak zalosnie………zniszczyl najpiekniejsza mysl mojej umarlej duszy………kto……??Bog mojego swiata………
Zabil moj dar……..cale cieplo jakie w sobie mialam…….
Nie czulam juz ostrza na mojej szyji….nie czulam juz nic……….. moj swiat stanal w bezbarwnych plomieniach……….pochlonal moj ogrod………..pochlonal mnie………………………..