31 marca 2003, 21:29
przeslanie na dzisiejszy wieczor : syndrom oka rulezzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz :)
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
przeslanie na dzisiejszy wieczor : syndrom oka rulezzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz :)
Anioł (?)
Dziewczyna szła. Nie patrzyła na odbijające się promienie słońca w malutkich drobinkach piasku, które swoim blaskiem przypominały kalejdoskop z kryształków. Jej wzrok nie widział także kolorowych muszelek, które pod jej bosymi stopami cichutko płakały,miażdżone ciężarem ciała Alicji.
Ona nic nie czuła,nic nie słyszała. Nawet szum fal, który zawsze uspakajał jej zmysły teraz stał się odległym szeptem przeszłości.
Alicja szła pod górę i zostawiała za sobą mokre ślady na piasku. Za chwilę znikną one przykryte dłońmi morza.
Doszła na wzgórze. Usiadła na samym brzegu klifu i spuściła nogi nad przepaścią, która teraz była jej jedynym przyjacielem i krokiem w stronę jutra. Ale...ono i tak nie nadejdzie. Bo nie będzie już cichego płaczu o poranku, gdy krzyk mew budził ją co rano. Nie będzie już snów, którym akompaniował śpiew fal, mówiacych jej dobranoc. Dlatego,bo nie będzie...jej...
Siedziała chwilę zapatrzona w horyzont, do którego powoli zaczęło się zbliżać słońce, układające się miękko na tafli wody. Czerwona kula żegnała się z kolejnym dniem.Wszędzie bylo tak cicho. Zamarło życie otaczające dziewczynę. Nawet jej myśli milczały, czekając na COŚ. Czuły, że coś się zacznie dziać, że dziś historia otworzy swoje ramiona i zamknie w nich kolejną ofiarę.Nie wiedziały jeszcze co się dokładnie stanie, bo utrudniała im kontakt ze światem trumna zbudowana ze smutku i bólu. Zamknięte wbrew własnej woli. Zakopane żywcem przez matkę. Bez powietrza. Bez uczuć. Bez ciepła.Alicja zamordowała swoje myśli i to samo chciała zrobić z ciałem. A dusza....? Jej już i tak nie ma w dziewczynie od dawna.Ktoś ją jej ukradł. Zabrał, schował w ciasnej kieszeni i przygniótł stertą papierków po cukierkach owocowych. Bóg?
W dniu, w którym straciła duszę było tak samo jak dziś. Słońce patrzyło tymi samymi promieniami, niebo dawało schronienie myślom jej i...jego. Te same drzewa głaskały ją liśćmi po twarzy. Chociaż...jedno spadło do wody...
-Myslałaś kiedyś o Aniołach? Wierzysz w nie?- zapytał, patrzac na nią przymkiętymi oczami, pełnymi abstrakcyjnego spokoju.
-Nie mam anioła. Chyba...nikt się mną nie opiekuje ani nie chroni- odpowiedziała i strzepnęła dłonią drobinki piasku z jego powiek. Podniósł je do góry i spojrzał na nią nie swoimi oczami.
-A ja?
-Ty tak. Teraz. Ale nie ma ciebie przy mnie w każdej chwili. Jesteś...znikasz...jesteś....znikasz....
-Ale mogę być....zawsze...................................................................
-Jak? Przywiążesz się do mnie?- spytała ironicznym głosem.
-Może.......może przywiążę się do twojej duszy..........................
Chciała wybuchnać sarkastycznym śmiechem, ale nie zdążyła bo go już nie było. Udało się jej tylko zobaczyć jego oddalające się plecy. Potem wszystko zapadło się pod wodę razem z jego ostatnim oddechem.
Zapadła się także jej dusza, która przywiązana niewidocznym sznurem opadała na dno. On byl kamieniem, on ciągnął w dół. A ona się nie broniła. Ona tylko kochała...
Siedziała teraz i poczuła jak łzy spływają jej po policzku. Była to pokuta za wszystkie niedokończone zdania, za niewypowiedziane słowa wprost do jego myśli, za samotne noce w domku na plaży, za poranki, którym towarzyszyły tylko skrzypiące deski starego lóżka, uginające się pod ciężarem cierpienia, które wypełniało ciało dziewczyny.
Ona nie chciała takiego anioła. Nie chciała anioła śmierci. Nie chciała anioła, który zabrał jej duszę.
Dlatego zrobiła dokładnie to co rok temu z nim. Tylko teraz była sama...wyjęła strzykawkę i podała swojej krwii kolejną dawkę iluzji spokoju i słodszego smaku słonego morskiego powietrza. Po chwili jej spojrzenie zamilkło i przestalo płakać. Uciszyło się pod dotykiem fałszywej ręki uczuć...
Czuła ciałem nagrzaną ziemię i widziała jak długie i zimne palce korzeni drzew zbliżają się do niej. Pełzły, a swoim szelestem ogłaszały nadejście końca.
Nawet mała mrówka spacerująca po ręce dziewczyny nie była w stanie zagłuszyc słów drewnianych węży.
Mimowolni świadkowie zeszłorocznego rozstania kochanków chcieli powstrzymać Alicję. Chcieli. Tylko chcieli? Czy to ważne? I tak to los rozdwał karty w tej grze...i tym razem nie oszukiwał. Był brutalnie szczery. To Alicja udawała. Oszukiwała w najgorszy z możliwych sposobów- okłamywała siebie.
Korzenie owinęły się w okół drobnych nóg. Skrzypienie zaschłych palców rozcięło ciszę. Otoczyły ją całkowicie. Zakryły usta, by nie mogła prosić o łaskę, przykryły oczy, by nie mogły krzyczeć spojrzeniem. Ona się broniła. Rzucała chorymi myślami o ściany umysłu.
Przywiązana pasami jak w szpitalu psychiatrycznym do twardego łóżka, wiła się w konwulsjach. Zieloni sanitariusze trzymali ją mocno. Ale udalo się. Wyrwała się im.
Stanęła na skraju klifu, rozłożyła ręce i oddała się swojemu aniołowi. Oddała to co jej pozostało. Zatrute ciało i umierające myśli, które spadając w przepaść zaczęły obijać się o twarde deski trumny. Ich krew przeciekła przez drewno i po chwili zmieszała się ze słoną wodą. Przez krótki moment obecność czerwonej plamy zaznaczyła swoje miejsce w historii morza. Morza,które zabrało już wiele dusz, morza,które wychowało setki aniołów.
Alicja przestała czuć zimno. Przestała patrzeć za siebie i na trumnę myśli. Rzuciła jeszcze tylko małą grudkę wspomnień i bólu na drewnianą pokrywę i odeszła...sama...do anioła...który miał jej strzec...
Ale on nie uratował jej. Nie pomógł. Nie uniósł na skrzydłach, które i tak by pękły jak cieniutka igła brudnej strzykawki..................
to bylo kiedys...wklejam te notki bo sa dla Ciebie kochanie...
ty (18:05)
trzymaj mnie mocno za reke i zamknij oczy
poddaj sie uczuciu
ja
(18:05)
Pograzeni w ciemnym pokoju szukamy swoich oddechow…
Rysujesz dlonmi na mojej skorze swoje uczucia…skraplasz je ustami…zapamietujesz kazdy skrawek mojego ciala…
JA:chcesz sie mnie nauczyc na pamiec…??
TY:kolekcjonuje wspomnienia…
Bede Twoim wspomnieniem…tym najpiekniejszym….tym ktore bedzie trwalo…………
JA:o czym teraz myslisz…..??
TY:jak by ciebie zatrzymac………
Jestem Twoja.trzymasz mnie w swoich dloniach…tylko prosze…nie upusc mnie….
Dzielila ich szyba.caly swiat miescil się w tym pobrudzonym od palcow kawalku szkla.
Ona siedziala na podlodze gdy wszedl i podeszedl do szyby.
Na kolanach zblizyla się do niego.miedzy nimi był tylko caly swiat.to niewiele.
Chcial cos powiedziec ale ona uniosla palec i przylozyla go do jego ust zawieszonych po drugiej stronie tafli lodu.
Zblizyla swoja twarz do zimnego szkla i poslala mu pocalunek na obloczku pary z ust ktory osiadl na szybie.patrzyl chwile na nia.potem przysunal się do blizej i pocalowal.lustrzane jej odbicie na koncu swiata.
Stali tak zatopieni w niewidzialnym pocalunku chwile.zamiast gladkiej szyby czuli swoje usta.nagle dziewczyna rzesami roztarla skroplona pare na szybie.odsunela się.
Cofnela się kilka krokow.usiadla na podlodze.i wyjela strzykawke.
Patrzyla mu w oczy gdy wbijala sobie igle w zyle na rece.na jej ustach blakal się usmiech.czysty spokoj nie zaklocal zwyklosci chwili.
Mala lza splynela jej po policzku gdy zamykala oczy na zawsze.miekko opadla na podloge i wzburzyla spiacy kurz.wlosami poglaskala wychodzony parkiet.
A on stal dalej w tym samym miejscu i calowal szybe.na dobranoc............................................
Jestes dla mnie jak otwarta ksiazka...zapach czytanych stron jest jak smak slodkiej czekolady...
Rozplywasz się na moich ustach...czuje przenikajacy dreszcz rozkoszy...
Powoli...bardzo powoli zaczne samkowac ciebie jezykiem...zlize...i poczekam na dalsze strony...
Kazdym twoim spojrzeniem będę się delektowala jak soczystym deszczem splywajacym po mnie gdy zamykasz mnie w swoich dloniach...
Proszę...udawajmy ze nie ma swiata...ze jedyne moje kroki będą prowadzily do ciebie...ze mysli będą lezaly w pachnacej poscieli...i kazdego wieczoru będziesz mnie utulal do snu...
Już cie nie puszcze....wiesz?
jestes dla mnie jak wino...moge cie saczyc i nigdy nie przestac.......
moge cie wiecznie zlizywac z ust...kropelka po kropelce...musniecie jezykiem...
po moich slowach zostawionych na twojej skorze moge spacerowac z zamknietymi oczami...przeciez jestes obok...nic zlego sie nie stanie....wiem to...
teraz schowam wino w moim ogrodzie...przykryje cieplymi liscmi...poloze sie obok i poczekam...az nabierze smaku...aromatu czerwonych roz...a potem bedziemy je z siebie spijali....
czy chcesz juz zawsze czuc moj smak na twoich ustach.......?
owinelam sie wokol twojego palca jak waz...czy pozwolisz mi wbic sie w twoja skore i zatruc cie moim jadem....?
wtedy juz bedzie dobrze kochanie...poczujesz cieplo rozchodzace sie po ciele...caly bol opadnie z ciebie i potlucze sie jak szklo na podlodze z twoich smutkow...
przejdziesz po nich boso...bol zostanie...ale we mnie....
sprzedaj mi siebie...oddam ci w zamian moja slodycz...smak od ktorego sie uzalezniles...jak lody waniliowe...zimne jak ja...slodkie jak ja....
kochanie...zabierz mnie stad.......i powiedz ze juz tu nie wrocimy.....prosze............................................................
kochany...dam ci wolna milosc...
wolna jak motyl...co skrzydelkami bedzie cie muskal po twarzy...
pozwole ci odleciec na koniec laki..abys mogl usiasc na czarnej rozy i zostawic moj ogrod...
nie bede cie gonila...nie bede wolala...
tylko spojrze jeszcze ostatni raz na krople rosy zasychajace na mojej skorze...chwile temu piles z nich.....
kochany...nie bede cie trzymala w klatece z bluszczu...ale...tylko z toba chce istniec...
powiem ci o czym marze...
chcialabym polozyc sie z toba na cieplym parkiecie oblanym zlotym blaskiem ognia w kominku...
czuc na plecach mruczenie spiacego kota...i ogladac stary film...czarno bialy...a taki pelen cieni kolorow...
potem otworzyc okno i sluchac jak drzewa szepcza o zazdrosnym ksiezycu ktory probuje skrasc nam oddechy...
nie poczujemy zimna...para z rozgrzanych ust ogrzeje zimne sciany udajace domki z kart...
chcialabym zanuzyc sie w twoich pocalunkach pachnacych winem z cynamonem...dotykiem dloni szukac uspionych twoich ustach...czekajacych na kilka kropel spadajacych z moich rzes...
a jesli nie bede mogla spelnic swoich marzen...to chce zebys tylko papatrzyl na mnie swoimi myslami...tylko tyle...nic wiecej...
krzycz...tak aby uslyszaly cie smutne gwiazdy...
nie patrz w dol gdy spadasz...ziemia nie obiecuje ci moich ramion...
tylko...uwazaj na moje kwiaty...szklane platki roz umieraja gdy tak na nie patrzysz...
pozwole ci zerwac wszystkie...pozwole ci zamknac je w metalowym pudelku po herbatnikch.......
ale nie patrz na mnie tyloma placzacymi slowami...
nie patrz....nie odchodz......nie znikaj...........................................................................................
Dzisiaj bede mila.prosze wejsc i sie rozgoscic w moim pokoju.
Prosze wybaczyc ten balagan na biurku,ale nie zdazylam schowac nozyczek i skrawkow mojego zycia.wszystko lezy takie porozrzucane…a ja taka balaganiara jestem…tak mi wstyd…
Alez prosze odejsc od tej firany!!czy nie widzi Pan/Pani sladow krwi po moich lzach??prosze nie dotykac bo jeszcze zasmakuje Pan/Pani w cudzej krwi..nie jest smaczna.jest lekko kwasna,jak moje slowa,troszke gorzka jak moje zycie,wyczuwa sie tez nutke goryczy…ale prosze nie slodzic!!popsuloby to cale misterne dzielo Boga.rzeczy malych.ot,takich jak ja.niewidocznych na bialej kartce papieru.
A teraz ide popatrzec na brudne lustra w lazience.moze cos na nich narysuje.moze nuty.zagram cos Panstwu.symfonie upadlych mysli.slowa niewypowiedziane.szept krzyku…pomoz mi………………
smutne jest to ze tyle notek o Tobie kochanie zniknelo....tyle slow..............
tyle mnie...........................
Gram dla ciebie…najsmutniejszy utwor…napisany przez muze przeszlosci…
Kazdy dzwiek wbija sie w twoja swiadomosc…nawet nie prubojesz powstrzymac kleski umarlych klawiszy…
Bo po co??
I tak jestem tu dla ciebie…nawet w tej szarej sukience… caly pokoj pachnie kwiatami…
Prosze…zamknij okno…bo zimne slowa otulily spiace koty na piecu…
Czekam az przyjdziesz i nakryjesz mnie kocem…
Ps.zwialo mi szalik ktory zawisl na drzewie.wlazilam na nie i prawie sie zglebalam na twarz.rozwalilam sobie kolano.to nic ze w piatek studniowka…ide to zapic…w herbatce z rumem(80% hehe)…