Najnowsze wpisy, strona 49


akljdhcvjsgdcvosuidcosui
Autor: secretgarden
02 listopada 2002, 21:57

czym jest prawdziwa milosc??nie wiem.nikt nie wie.jak ja opisac??nie wiem.czy ktos wie??

wierzymy w nia.modlimy sie do niej.nienawidzimy jej.przeklinamy ja.walczymy o nia i w jej imie.

wiec czym jest??bogiem??absulutem??nie widzimy jej.tylko czujemy jej laske badz gniew.tak samo jest z bogiem.

kiedy przestaniemy w nia wierzyc,ona umiera.tak jak bog.

cierpimy gdy nie czujemy jej obecnosci w naszym zyciu.tak jak z bogiem,wiara,religia.

potrafimy niszczyc wierzac w nia,myslac ze walczy sie dla niej.tak bylo z fanatykami religijnymi.

pozostaje nam tylko w nia wierzyc,myslac ze jest sprawiedliwa i milosierna.

jest potezna.wieczna.ale do czasu...

powiem jaka ja znam milosc.moja milosc.moja milosc kocha caly bol jaki jej uczyniono.nie ma nadzieji.nie prosi o uwage.nie czeka na spojrzenie.jest.poprostu jest.

psodiubvfyubvuf
Autor: secretgarden
01 listopada 2002, 23:33

wlasnie zakonczylam seans filmowy.najpierw obejrzalam foresta gumpa a pozniej miasto aniolow.i te dwa filmy otworzyly mi oczy...

siedzac przed ekranem,pijac kolejne martini i przynoszac chusteczki mojej mamie,zrozumialam jak wiele nei wiedzialam.lub nie chcialam wiedziec...

forest...pokazal mi ze w zyciu mozna kierowac sie zwykloscia.czyms zwyczajnie prostym.po co komplikowac je sobie kiedy mozna oddac los w rece przeznaczenia.nie prosic o wiele.poprostu byc.delektowac sie zwyklym dniem,zwyklym drzewem,zwyklym usmiechem.

rozejrzalam sie po pokoju.obok mnie mama smarkajaca w kolejna chusteczke.usmiechanela sie do mnie z zawstydzeniem.troche rozmazal sie jej makijaz.wlosy lagodnie opadly na twarz.byla taka piekna.taka zwyczajan a jednak niezwykla...

spojrzalam na moje pianino.troche zakurzone.przypomnialo mi sie jak 12 lat temu uczylam sie na nim grac...bylam taka dumna i szczesliwa.gralam kilkutaktowe utworki a tyle radosci mi to dawalo...teraz,gram symfonie bethovena i nie czuje juz tego samego uczucia...tak byc nie powinno...

a miasto aniolow...coz...milosc...nie wierze ze aniol we wlasnej osobie przyjdzie do mnie i wyzna mi milosc...ale...po co mi aniol??moze tak na prawde mam wlasnego aniola,ktory zawsze ukocha mnie gdy jest mi zle...??moze nie chce go widziec...moze boje sie ze zniknie...ale...co znaczy zycie jesli nie poczuje jego oddechu na moim karku...co ono znaczy jesli nie dotkne opuszkiem palca jego nagich plecow...nic nie znaczy...nic...

tak bardzo sie boje,ze obudze sie jutro i te wszystkie slowa znikna z mojej glowy...ze przestana byc aktualne...

tak bardzo sie boje...

lkdhboidtycbcavhysd
Autor: secretgarden
01 listopada 2002, 00:02

na poczatku informuje wielkich znawcow gramatykkiiii ze wrocilam z imprezy i bledow mozer byc od cholery wiec sie nie czepiac mnie prosze.

mialo byc tak pieknie.jakies nadzieje,mzrzenia.sama niee wiem.bylam w miejsu gdzie wychodze z sibei istaje obok mojego zycia,problemow i smutku.tam jest mi dobrze.

wrocilam z tamtad i boli mnie zycie jeszcze bardziej.nie chcialam juz tam bycc...juznie.

czekalam na niego.z paradoksalna maska namalowana na twarzy.jak jakies widmo...nieszczesliwe...

nienprzyszedl...a to miala byc jakas rocznica.jakas.jakas...

jechalam autobusem i spotkalam dziewczyne.znalam ja z widzenia.,przygladalaa mi sie a raczej mojej tawzrzy.wysiadlysmy razem..cos do mnie mowila.

znalazlam sie w jej domu.same dwiee.pocalowala mnie.pocalowala moje wlosy.....tak delikatnie...

kochalysmy sie.nie wiem czy bylo  dobrez ale dostalam namiastke uczucia...zebralam o nia.

powiedziala ze jaestm najpiekniejsza corka smutku...rozmazala mi makijarz swoim oddechem..czy bylo mi dobrze??nie wiem.

prosze dobijcie mnie

 

mam nadzije ze moj przyjacil  Barbarzynca nie zostawi mnie.........nie idz sobie...

laksfubvusdfhbvufyv
Autor: secretgarden
31 października 2002, 16:30

Zastanawiam sie jak bardzo by zmienilo sie moje zycie,jesli bym zaczela COS z nim robic konkretnego.nie udawac ze cos robie.

Pamietam,kiedys szlam ulica.obok mnie stado dzieciakow darlo sie ze samochod potacil kota.podeszlam do nich I zobaczylam malego kotka.lezal zatopiony we wlasnej krwi.bachory mialy zabawe a zwierze z rozcietym brzuchem patrzylo jak wysmiewaja jego smierc.

Wzielam go na rece…czulam jak przez bluzke przesiaka mi jego krew…czulam jak jego wnetrznosci ogrzewaja mi dlonie…tak szybko zrobily sie zimne…

Doszlam z nim do weterynarza.gdy weszlam do jego gabinetu facet jadl ciastko.powiedzialam, ze potrzebuje jego pomocy a on na to,ze mam sie przejrzec w lustrze obok.spojrzalam.twarz we krwi…wlsosy we krwi…

Polozylam kotka na stole.jeszcze zyl…patrzyl mi sie prosto w oczy…mial piekne zielone oczy…widzialam jak uchodzi z nich swiatlo…

Lekarz popatrzyl na kota.popatrzyl na mnie.potem na swoje ciastko.

Powiedzial ze mam go zabrac bo mu stol pobrudzil.kazalam mu cos zrobic.a on odpowiedzial,ze nie bedzie sie takim BRUDEM zajmowal.wzial talerz z ciastkiem I zaczal je jesc…

Wzialam kota na rece I poszlam do domu.polozylam go na poduszce.oddychal tak wolno…tak cicho…

Umarl wieczorem…w momencie jak mowilam o smierci,jak bardzo sie jej boje…odszedl…

Bylo oczywiste ze kot umrze.nie mial szans na przezycie.ale…swiadomosc, ze cos zrobilam pomimo tego,ze byl skazany na smierc uswiadomilo mi,ze czasami warto walczyc…poprostu nie poddac sie….gorze jest umrzec ze swiadomoscia,ze sie nie walczylo niz,ze sie przegralo…

Never freeze…jest piekna…

lzkxfhybvilufyvbsuiydv
Autor: secretgarden
30 października 2002, 19:57

Siedze wlasnie I jem sernik mojej mamy.jem ostatnio wszystko co mi daje.bez znaczenia co to jest.lubie nie lubie bez roznicy.

Jakis czas temu,gdy bylo mi bardzo zle,mama postanowila mi pomoc.z doswiadczenia wiedziala ze mowienie do mnie nie odnosi skutku.wiec,upiekla ciasto.pamietam,ze dlugo siedziala w kuchni I cos kombinowala.wziela przepis ze strony dla kobiet z interii .to byl wyczyn,gdyz moja mama jest totalnym beztalenciem co do spraw technicznych-nie potrafi poslugiwac sie pilotem I uruchomic pralki,tostera to nawet nie dotyka.a jezdzenie myszka po ekranie bylo krokiem milowym w strone przyszlosci.

W koncu przyniosla mi ciasto.wchodzi do mojego pokoju.podchodzi do okna(siedzialam na parapecie I patrzylam na krople deszczu splywajace po szybie) .zaczela mowic(zawsze tak do mnie mowi)

-alusiu,mam dla ciebie niespodzianke…

-(cisza)…

-czujesz jak ladnie pachnie??(po czym ugryzle kawalek,chociaz jest 100% bezglutenowcem…)

-(cisza)

-alus…ja zrobilam to dla ciebie…kochanie…prosze…odezwij sie…

spojrzalam na nia pustym wzrokiem I powolnym ruchem wzielam od niej talerz.potrzymalam go chwile I rzucilam o sciane.

Mama stala chwile…a jej spojrzenie wypalilo mi dziure w duszy…byla taka mala…nienawidzilam siebie za to…nienawidze teraz…

Wyszla I cicho zamknela zwykle skrzypiace drzwi…od tamtej pory nie zaszkrzypialy…nie dotknela ich…nie weszla do mojego swiata…