moze...warto wierzyc...??a moze nie....nie...
25 października 2002, 16:24
Dobra,jestem.olac dragon balla.obejrze powtorke. po raz kolejny pomysl mi podsunela moja kochana zmieniona.chodzi o milosc.staralam sie unikac tego tematu.
Jestem rozbita co do swojego zdania na ten temat.z jednej strony ,nienawidze jej.za bardzo sie przejechalam aby robic sobie jakies nadzieje.ale…zawsze jest ale…
Coz…moja swiadomosc nie chce jej.nie akceptuje milosci. Ale podswiadomnie szukam jakiegos ciepla .Freud pewnie poparlby moja podswiadomosc I nakazal sie nia kierowac.ale ja nie chce .wmowilam sobie ze tylko proba kierowania sie w zyciu rozumem pozwoli mi uniknac kolejnych porazek.
Ze mna jest jak w slowach piosenki “somebody” Depeche Mode…przez prawie cala piosenke Martin spiewa jak bardzo pragnie milosci,jak za nia teskni I ze potrzebuje kogos.ale na samym koncu zaprzecza temu wszystkiemu.robi mu sie nie dobrze na mysl o uczuciu,o tym ze kolejny raz moglby sie zawiesc na kims…boi sie..pragnie ale sie boji…
Tak jest zazwyczaj z ludzmi ktorzy zostali skrzywdzeni.nie wierza ze moga dostac jeszcze jedna szanse,a jesli nawet to boja sie zaryzykowac…
Jechalam jakis czas temu nocnym autobusem.siedziala obok mnie kobieta.okolo piecdziesiatki.byla smutna.widac bylo jak unosi sie wokol niej przygnebienie.siedziala skulona na siedzeniu,miala spuszczona glowe… nagle(dziwne to o tej porze) do autobusu wszedl kanar.zaczal sprawdzac bilety.w koncu doszedl do niej.kobieta nie miala biletu I zostala poproszona o dane osobowe.nawet nie prosila aby jej facet darowal.poprostu wstala I podala swoje namiary.kiedy doszlo do podpisania dokumentu nagle jej oczy rozjasnily sie.pojawil sie w nich blask.dziwne mi sie to wydalo.
Gdy usiadla,zauwazyla ze sie jej przygladam I zaczela mowic.opowiadala mi o swoim mezu,ktory zmarl kilka miesiecy temu. O tym,jak ja zdradzal I pil.wykanczal ja psychicznie.jednak krotko przed smiercia,przyszedl do niej pewnej nocy,polozyl glowe na kolanach I zaczal plakac.przepraszal.za wszystko.
Kilka dni pozniej umarl…
Nie wiedzialam co powiedziec .spytalam sie tylko czemu usmiechala sie przy podpisywaniu mandatu.a ona ze…ma dwuczlonowe nazwisko-jej panienskie I po mezu..i za kazdym razem jak sie podpisuje to przypomina sobie jak bardzo kocha swojego meza.ile to dla niej znaczy I jak jest dumna z tego ze poslubila tego czlowieka…
Nie rozumialam tego…do dzis nie rozumiem…moze nie chce rozumiec…nie wiem.chyba nie jestem do niej podobna…
Patrze na swiat inaczej.ale zastanawiam sie czemu I za co kochala czlowieka ktory tak bardzo ja ranil.czy miala jakis kompleks nizszosci czy na prawde tyle dla niej znaczyl…??czy milosc jest tak potezna…??
Dzis widzialam piekna scene…alejka,pelna cudownych lisci szla para staruszkow.trzymali sie pod rece…rozmawiali o jesieni…zachwycali sie nia.i ciekawi mnie to ,ze po tylu wspolnie spedzonych jesieniach ,oni nadal widza ich piekno I potrafia tak poprostu o nich rozmawiac…zycze tego samego kazdemu…moze nawet I sobie…
Dodaj komentarz